20 kwietnia 2008

Freestyle

NIENAWIDZĘ improwizować na bitwach i koncertach. Jednak z 90% tego, co tam robię, to właśnie improwizacja. Nie licząc ostatnich projektowych koncertów, na których ogarniamy już małe conieco (ktoś wie jak to się pisze?).

Beatboxerzy to nie profesjonalni muzycy. Serio. Pierwsze skojarzenie z "metronom" to często "co to metronom?" a z "3/4" to "ale to nie pianino". Odpowiedź na "7/4" to "pierdol się" a tempo zawsze jest "o takie". Nie żeby teoria była niezbędna... ale chyba jest całkiem istotna, patrząc chociażby na najbliższych nam muzyków - perkusistów.

I z tego braku profesjonalizmu wynika też brak materiału. A z braku materiału nieustanny freestyle. Lekko uogólniając, ale chyba można podzielić "profesjonalizm" beatboxera w ten sposób:
1) cudze, gotowe bity
2) własny freestyle
3) własne, gotowe bity
4) własne bity z improwizowanymi zmianami pod kątem reakcji publiczności

I jeszcze jedno: nie wiem jak u Was, ale u mnie gotowce powstają po prostu z freestyle'u. Spodoba mi się jedna pętla - biorę. Wymyślam przebitki i breaki. Wstawiam przerwy. Wstęp. Zakończenie. Powstaje miazga. Teoretycznie.

Brak komentarzy: